Magdalena Kittel i Marcin Zamojda, to nazwiska dobrze znane w branży nieruchomości. Tysiące nieruchomości, które przeszły przez ich ręce, to nasze mieszkania, domy i miejsca pracy. W ubiegłym roku wspólnie powołali do życia biuro KZ Nieruchomości, w którym na nowo definiują jakość obsługi klienta. Ostatnio zbierają nowe doświadczenia: sprzedaż pokojów i apartamentów hotelowych powierzył im inwestor pierwszego w regionie condohotelu. Mało kto jednak wie, że poza branżą i wspólnym biznesem tworzą rodzinę. W dodatku rodzinę w przededniu (kolejnego) skoku na głęboką wodę. Jak żyje się w rodzinie, w której wszystko kręci się wokół nieruchomości? Rozmowa odbyła się w kuchni, w trakcie przygotowania kolacji, przy dużej dawce śmiechu (i wyłącznie z uśmiechem należy ją czytać), a towarzyszyli nam w niej: trzyletni Michał i półtoraroczna Agatka.
Artykuł ukazał się w pierwszym numerze Rodzinnego Magazynu67 w cyklu „Rodzina z okładki”.

Podoba ci się pomysł na regionalny magazyn o rodzinie? Daj lajka:
[efb_likebox fanpage_url=”Rodzinny-Magazyn67-Rodzinne-życie-nad-Gwdą-i-Notecią-318180438852693″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
Ile czasu w tej chwili spędzacie ze sobą?
Marcin: Takiego normalnego dnia?
Takiego normalnego, roboczego.
Magda: Godzinę rano, a wieczorem chodzimy spać o dwunastej, pierwszej. Od dziewiętnastej jesteśmy razem.
Pytam dlatego, że jesteście na moment przed rewolucją i kiedy Marcin na stałe dołączy do zespołu KZ Nieruchomości, będziecie spędzać ze sobą całą dobę. Nie boicie się tego?
Magda: Boimy się. Ale podejmiemy to ryzyko.
Marcin: Z pełną świadomością konsekwencji. Na szczęście branża w której jesteśmy, jest bardzo aktywna i prawdopodobieństwo, że będziemy w jednym miejscu w tym samym czasie, jest niewielkie. Nawet bardzo źle by to o nas świadczyło, gdybyśmy dużo czasu spędzali w biurze. Jeżeli siedzimy w jednym miejscu, w jednym czasie, to znaczy, że mało się dzieje. A w firmie nasze obowiązki dzielimy tak, że jest szansa, że…
Magda: … się nie pozabijamy. (śmiech)
OK, ale przychodzi wieczór, spotykacie się w domu po całym dniu, i co? Otwieracie komputery i pracujecie dalej?
Magda: Nie, no, najpierw położymy dzieci spać…
Marcin: Póki co mamy ten bufor dziecięcy. Od chwili kiedy wracamy z przedszkola, do położenia spać, staramy się nie pracować. Póki co – wychodzi.
Magda: Tylko póki co czasem musimy się wymienić, że ktoś pracuje dłużej, a druga osoba w tym czasie jest z dziećmi.
Marcin: Natomiast mamy świadomość, że pakujemy się w niezłą kabałę. W pola wysokiego ryzyka. Natomiast, kiedy zacząłeś o tym mówić, to uświadomiłem sobie, że takich małżeństw pracujących razem, jest wcale niemało. I teraz: czy to są pary mniej szczęśliwe od tych, które pracują osobno? Trudno mi powiedzieć, bo tego drugiego chleba nie zaznałem. Natomiast ten na pewno jest trudniejszy.
Magda: Z drugiej strony ja uważam, że w tej branży dobrze jest pracować razem. Niekoniecznie w tym samym biznesie, ale w branży, bo się rozumiemy. Znamy takie sytuacje, w których jedna osoba z pary pracuje jako pośrednik, a druga w ogóle nie rozumie tego, że trzeba być pod telefonem, odpisać późno, być na bieżąco, zostać po godzinach i spotkać się z klientem o dwudziestej.
Marcin: To dotyczy generalnie usług.

A macie takie poczucie, że skoro Marcin rezygnuje z etatu i teraz oboje będziecie w stu procentach żyć z tego samego biznesu, to rzucacie się na głęboką wodę?
Magda: Ja nie mam takiego poczucia. Uważam, że musi się udać, bo ciężko na to pracujemy i robimy to co naprawdę umiemy. Od chwili kiedy Marcin powziął tą myśl, ani razu nie powiedziałam „nie”.
Marcin: Ale ze dwa razy się posprzeczaliśmy. Temperamenty nam nie pomagają. Dochodzisz do momentu, w którym masz już pewność, że trzeba to zrobić, że pozostawanie w strefie bezpieczeństwa i nierealizowanie tego, co tyle lat chodzi ci po głowie, to ucieczka, czy omijanie tego, jest bardziej szkodliwe, niż ta próba.
A długo ta firma chodziła wam po głowach?
Marcin: Oessssuuuu…
Magda: Jak odchodziłam na macierzyński, byłam przekonana, że będę chciała spróbować sił we własnym biznesie.
Marcin: Chodzi bardziej o to… Ty jesteś freelancerem, więc to zrozumiesz. Jak jesteś freelancerem, to próba wtłoczenia cię w ramki, jest trudna. A wracając do odpowiedzi, to mamy świadomość, że praca razem, dzieci razem, dom razem, to czynniki wysokiego ryzyka, a temperamenty mamy wybuchowe, co sąsiedzi potwierdzą. Syndrom włoskiej rodziny załącza nam się często. (śmiech)
A kto ma w firmie więcej do powiedzenia?
Marcin: Są rzeczy, w które ja w ogóle nie wchodzę, na przykład kwestie estetyki. Natomiast faktem jest, że większość rzeczy przegadujemy wspólnie.
Magda: Budżet, plany, polityka sprzedażowa – o tym wszystkim rozmawiamy. Marcin patrzy do przodu, ja patrzę, żeby na bieżąco zarabiać.
Jak wam się udaje łączyć czasochłonną pracę z dziećmi?
Marcin: To jest ciągła walka między poczuciem, że powinniśmy spędzać więcej czasu razem z dziećmi, a tym że jesteśmy w trudnym momencie, bo na początku działalności i trzeba robić wiele rzeczy.
Magda: Ale w weekendy staramy się być razem. W tygodniu dzieci są w przedszkolu i żłobku, i to jest dobre, bo też się rozwijają, przebywając z innymi dziećmi. Z tego powodu nie mam żadnych wyrzutów. Gorzej jak są chore – wtedy jest ciężko.

No i wy też macie wtedy problem pracowy…
Magda: Tak, ale mamy jedną czy dwie osoby, które są w stanie przyjść do nas. Oczywiście, jeżeli dziecko lepiej się czuje. Jakoś sobie radzimy, a ta praca daje nam też minimum elastyczności: jadę na spotkanie – ktoś mnie wymienia, wracam i znowu jestem z dziećmi. Gdybym pracowała na etacie, musiałabym wziąć dzień wolny, a tak jestem uzależniona od spotkań i tego co muszę zrobić danego dnia. Nie lubię, kiedy skumulują mi się dwa robocze wieczory pod rząd, kiedy Marcin odbiera dzieci, a ja wracam już tylko na usypianie. Tego czasu mi szkoda.
A potrafilibyście pracować tylko w domu?
Magda: Musimy spotykać się z ludźmi. Po pierwsze z dziećmi w domu nie da się pracować efektywnie. Poza tym praca w domu to takie kiszenie się. Trzeba wychodzić w świat, spotykać się, działać.
Marcin: Mamy potrzebę interakcji na tak wysokim poziomie, że po prostu dobrze się z tym czujemy. W tym wszystkim najlepsze jest to, że jak zapytasz mnie i Magdę czy ta praca nas męczy, to jak ci powiem, że nie, to to naprawdę nie będzie slogan. Jasne, możemy czuć się zmęczeni fizycznie, jesteśmy niewyspani, mamy dużo spotkań i tak dalej, ale nie mam poczucia, że to mnie wypala. Wręcz odwrotnie – jak już wiemy, że budujemy swoje. Ale to jest chyba naturalne, jak masz prowadzić swój biznes.
Ale macie małe dzieci, to oznacza niedobory snu, brak możliwości pracowania wtedy kiedy się chce…
Magda: Jestem przyzwyczajona, po nocnych pobudkach co chwilę, że nie mam problemu ze wstawaniem. Przed dziećmi powiedziałabym, że to jest nie do zrobienia: chodzimy późno spać, budzimy się w nocy, wstajemy rano i funkcjonujemy. Bardziej brakuje czasu dla nas.
Marcin: Ja jestem rocznik ’77 i dzieci zdarzyły się w moim życiu późno. Wszyscy nasi znajomi zapomnieli jak to jest, a my jesteśmy w stadium…
I jak ci z tym?
Marcin: Wiesz co, dojrzałe tacierzyństwo jest dobre samo w sobie, natomiast nie jest to łatwe.

A nie masz takiego poczucia, że dla swoich dzieci za piętnaście – dwadzieścia lat będziesz „dziadkiem”? Mamy dzieci w podobnym wieku, sami jesteśmy w podobnym wieku, i ja takie poczucie mam.
Marcin: To masz złe wrażenie. Realizowaliśmy się, jeździliśmy wcześniej, więc nie mam tak, że cokolwiek mi uciekło. Jeżeli gdzieś nie pojadę, to albo tam już byłem, albo nie mam z tym problemu. Nie mam przekonania, że życie mi ucieka.
Magda: Chociaż, jasne, że brakuje takiej swobody wyjścia.
Marcin: Krejzolstwem byłoby stwierdzenie, że nie, ale staramy się też tak to układać, żeby mieć balans. Szukamy tego. To, o czym rozmawiamy, jest normalne dla wszystkich, ale weź planuj z dziećmi – to jest żart. Generalnie jesteśmy fanami wszelkich memów rodzicielskich. Przy drugim dziecku faktycznie jest większy luz, ale też świadomość większego „uwalenia”.
Ale też pogodzenie się z tym?
Magda: Nie ma wyjścia.
Marcin: Dopóki z tym walczysz, to cię to bardziej męczy. Odpuszczasz… To tak jak z moim bieganiem. Uwielbiałem biegać z dzieciakami, i to było świetne. Z Michałem było łatwo, bo był jeden. Z Agatą, jak się urodziła, też było łatwo, bo była przy piersi. Ale jak przestała i była nadaktywna, to się skończyło, i tej zimy w zasadzie w ogóle nie biegałem, bo była non-stop chora. Możesz się z tym pogodzić, możesz walczyć. I teraz albo rybka albo akwarium: albo się stresujesz i wpadasz we frustrację, bo nie biegasz, albo mówisz sobie „dobra, teraz nie biegam, minie pół roku i wrócimy”. A jak nie wrócimy, to też będzie dobrze i znajdziemy sobie inne zajęcie.
Magda: Nie ma co traktować tego czego się nie zrealizowało, w kategoriach końca świata. Cieszyć się z tego, co się udało zrealizować na tę chwilę. A nawet jak się pozłościmy, też się tym nie przejmować.
Marcin: To jest truizm o którym wiedzą wszyscy z tobą włącznie, że dzieci zmieniają podejście do wielu rzeczy, ale akurat ta zmiana mi się podoba. Mam większy dystans do wszystkiego.
Dzieci, jakoś zmieniły to jak postrzegacie rynek nieruchomości albo potrzeby waszych klientów? Pomaga to wam lepiej rozumieć klientów?
Marcin: To oczywiste, nie? Generalnie zostanie rodzicem powoduje przemeblowanie w głowie. Czy pomaga w relacji? Może łatwiej czytać ludzi. Widzisz więcej schodów, szkołę bliżej… Wcześniej to był punkt w ankiecie: przedszkole, szkoła, plac zabaw.
Magda: Lepiej rozumiesz dlaczego ludzie szukają mieszkań na Zamościu i w Śródmieściu.
Marcin: To wszystko staje się bardziej realne.
Coś od siebie, bez pytania?
Magda: Na razie cieszymy się tym, że idzie ładna pogoda. Kiedy mamy już czas, uwielbiamy spędzać go na świeżym powietrzu.
Marcin: Bardziej szanujesz czas.
Magda: No i dzieci nauczyły nas takiego spoczynku. Jak gdzieś idziemy, możemy posiedzieć w jednym miejscu – nieważne, czy to ławka czy konar drzewa. Wcześniej po prostu biegaliśmy i załatwialiśmy. I nie przejmujemy się tym, że nie dojechaliśmy tam gdzie planowaliśmy dojechać. Cieszymy się tym, gdzie jesteśmy, nie mamy ciśnienia, że musimy zrealizować plan.
Marcin: Staramy się skupiać na rzeczach ważnych i pewne pierdoły odpuszczamy.
Podoba ci się pomysł na regionalny magazyn o rodzinie? Daj lajka:
[efb_likebox fanpage_url=”Rodzinny-Magazyn67-Rodzinne-życie-nad-Gwdą-i-Notecią-318180438852693″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
Zobacz zdjęcia z sesji towarzyszącej rozmowie (autor sesji: Robert Judycki):
Kulisy sesji fotograficznej
Skoro dorośli zajmują się nieruchomościami, to zróbmy sesję w takim klimacie – pomyślałem. Agatka i Michał zabrali wiaderka i łopatki, a Magda i Marcin – swoje zabawki: arkusze oceny nieruchomości, miarę, dalmierz laserowy… Razem – całą rodziną – zbudowali zamek z piasku, a potem dorośli zajęli się jego wyceną. Tak jak w życiu. I tak jak czasem się zdarza w świecie nieruchomości, są rzeczy, których przez sentyment nie da się wycenić. Na przykład czasu spędzonego rodzinnie na budowie zamku z piasku. Niewiele brakowało, by sesja się nie odbyła. Kiedy bohaterowie wychodzili z domu, Michaś przewrócił się i… No cóż, zadrapania na jego nosie musiałem usunąć w Photoshopie. 😉 Za aparatem stanął Robert Judycki i to on w całości ogarnął produkcję sesji.
O cyklu „Rodzina z okładki”
W cyklu „Rodzina z okładki” pokazujemy rodziny, ich niezwykłe historie i zwykłe problemy. A przede wszystkim to, że nie ma rodziców idealnych i wszyscy w byciu dorosłymi zaliczamy fakapy. Po co? Żebyśmy zobaczyli, że wszyscy mamy tak samo, na co dzień spuścili trochę powietrza i przestali się spinać. I tak dla naszych dzieci jesteśmy najlepszymi rodzicami na świecie.